Od pewnego czasu stosuję warstwową metodę pielęgnacji twarzy. Pokierowane jest to nie tylko moim zamiłowaniem do pielęgnacji w stylu azjatyckim, ale również tym, że moja cera jest bardzo sucha i kilka warstw kosmetyku świetnie ją zabezpiecza i nawilża. Moja pielęgnacja poranna różni się oczywiście od tej wieczornej, dlatego cały ten temat podzielę na dwa wpisy. :)
Poranna pielęgnacja cera sucha i dojrzała |
Pielęgnację poranną zaczynam od oczyszczania twarzy. Wybieram do tego produkty łagodne i nawilżające, najlepiej kremy, mleczka lub nawet olejki. Ostatnio używam mojego nowego odkrycia - SUPERDRUG Vitamin E Hot Cloth Cleanser, którego bliżej opisałam tutaj. Uwielbiam sposób, w jaki ten krem oczyszcza i jednocześnie nawilża moją skórę. Po oczyszczeniu twarzy ściereczką muślinową czuję się bardzo komfortowo i nie "wołam" o szybkie nałożenie kremu.
Następnie oczywiście tonik - bardzo ważny krok w pielęgnacji przez wiele osób pomijany. Tonik nie tylko doczyszcza twarz z ewentualnych pozostałości po poprzednim kosmetyku, ale przede wszystkim przywraca właściwe PH. W tej chwili używam SAFA Organic. Jest to bardzo przyjemny tonik o zapachu herbaty, Jak na produkt naturalny przystało ma bardzo ciekawy skład - oczar wirginijski, herbata chińska, wyciąg z ogórka - no i oczywiście nie zwiera alkoholu, którego staram się unikać w mojej pielęgnacji.
Kiedy skóra jest już dokładnie oczyszczona nakładam serum, przeważnie więcej niż jedno :) Staram się nakładać serum na jeszcze wilgotną twarz od toniku. Wilgotna skóra lepiej absorbuje kosmetyk. W tej chwili w pierwszej kolejności nakładam Arbutynę z theOrdinary, o której już pisałam tutaj. Ten kosmetyk ma za zadanie rozjaśnić przebarwienia. Według zaleceń producenta powinien on być nakładany przed kosmetykami na bazie olejku i tylko dlatego nakładam go przed moim serum z witaminą C, które normalnie powinno znaleźć się na twarzy jako pierwszy kosmetyk aktywny.
Serum z witaminą C to tak zwany gwóźdź mojej porannej pielęgnacji. Stosuję tego rodzaju serum od około dwóch lat i muszę powiedzieć, że choć jestem od tamtej pory dwa lata starsza, to moja cera wygląda dużo lepiej niż przedtem. O właściwościach witaminy C można by pisać wiele, ale jeśli chodzi o pielęgnację twarzy, to przede wszystkim wspomaganie produkcji kolagenu (mniej zmarszczek), wspomaganie nawilżenia (mniej zmarszczek), rozjaśnienie i ujednolicenie cery (młodszy wygląd) i niwelowanie negatywnego działania promieni UV (mniej zmarszczek) :) W tej chwili używam serum ze SkinPep, którego recenzję napiszę wkrótce. Serum to zawiera w sobie olejek, dlatego ląduje na mojej twarzy po Arbutynie, ale w normalnych okolicznościach serum z witaminą C zawsze nakładamy jako pierwsze.
Ponieważ moja sucha skóra wchłania wszystko jak gąbka i wciąż jej mało, nakładam około 3 kropel kwasu haliuronowego, żeby zatrzymać w mojej skórze jak najwięcej wilgoci. W tej chwili jest to znowu produkt z theOrdinary, o którym również pisałam wcześniej. Zauważyłam dużą różnicę w stanie mojej cery od kiedy dodałam ten krok do mojej pielęgnacji. Szczególnie teraz, w okresie jesienno-zimowym, kwas haliuronowy spowalnia schnięcie mojej twarzy w ciągu dnia, a jednocześnie lepiej się sprawdza pod makijażem niż olejek.
Po nałożeniu serum jest pora no skórę pod oczami. Moim niedawnym odkryciem jest serum pod oczy ze SkinPep, które jest naszpikowane peptydami, retinolem, witaminą C, ceramidami i innymi cudami przeciwzmarszczkowymi. Serum ma postać śliskiego żelu, który natychmiast się wchłania. Jego działanie widać już po kilku dniach, skóra jest wyraźnie wygładzona. Jest to kosmetyk fenomenalny i na pewno zrobię o nim osobny wpis. Nie jest to kosmetyk do stosowania samodzielnego, dlatego nakładam również krem pod oczy. Aktualnie używam koreańskiego SkinFood Salmon Brightening Eye Cream, z którego jestem średnio zadowolona. Ale o nim również innym razem :)
Wszystkie te dobroci, które nałożyłyśmy na nasza skórę, trzeba przykryć kremem. Jako posiadaczka skóry dojrzałej i suchej nawet rano szukam czegoś w miarę treściwego i mocno nawilżającego. Moją ostatnią sympatią jest krem z Yves Rocher, nad którym zachwycałam się tutaj. Wydaje się być dla mnie idealny - lekki i treściwy jednocześnie, mocno nawilżający, dający komfort na wiele godzin. Daję mu kilka minut na wchłonięcie i nakładam krem z filtrem SPF.
Ten ostatni krok stosuję mniej więcej od roku i jest to mój największy życiowy błąd pielęgnacyjny :/ Przez wiele lat nie stosowałam żadnych filtrów przeciwsłonecznych i teraz za to płacę. Przebarwienia słoneczne są bardzo trudne do usunięcia, a ja mam ich wiele. Na szczęście są kosmetyki, które pomagają takie zmiany rozjaśnić, ale o mojej kuracji arbutyną i retinolem w innym poście.
Jak kraść to miliony, a jak krem z filtrem to tylko azjatycki :) Ich używanie to czysta przyjemność - są lekkie i łatwo się wchłaniają, nie pozostawiają trupio-białej poświaty na twarzy, nie pozostawiają lepkiej warstwy, ładnie współpracują z makijażem - nałożenie na nich podkładu czy kremu BB to nie problem - same ochy i achy. O kremach z filtrem zrobiłam osobny post, a także film na YT, w którym wyjaśniam od podstaw tematykę SPF, serdecznie zapraszam tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz