Nowe maseczki z glinką Loreal podbiły statnio nie tylko drogerie, ale również całą blogosferę. Dużo się o nich mówi, wiele osób je testuje, a ile testujących tyle opinii :)
L'OREAL Pure Clay Glow Mask |
Do wyboru mamy trzy wersje tego kosmetyku: czerwona z algami, zielona oczyszczająca i czarna z węglem detoksykująca. Wszystkie zawierają te same trzy glinki, różnią się jedynie tym jednym charakterystycznym dodatkiem - węgiel, algi lub eukaliptus.
Ja zdecydowałam się na wersję czerwoną złuszczającą, ze względu na obietnice rozświetlenia i rozjaśnienia cery. Maseczka zawiera 3 rodzaje glinki:
* kaolin - najbardziej popularna glinka, której głównym zadaniem jest usunięcie zanieczyszczeń i nadmiaru sebum,
* montmorylonit - inaczej glinka bentonitowa, o silnych właściwościach leczniczych, redukująca niedoskonałości, pochłaniająca toksyny, przyspieszająca proces gojenia
* ghassoul - marokańska glinka wulkaniczna, która nie tylko oczyszcza skórę, ale również poprawia jej elastyczność i zapobiega jej wysuszaniu. Również posiada właściwości rozjaśniające
Pomysł na skomponowanie maski z trzech różnych glinek uważam za ciekawy. Dzięki temu mamy kosmetyk działający wielopoziomowo, więc dający lepsze rezultaty. Oprócz glinek w masce znajdują się też czerwone algi, które zawierają związki o właściwościach nawilżających i wygładzających.
Maseczka zamknięta jest w szklanym słoiczku o pojemności 50ml. Na opakowaniu producent informuje nas, że wystarczy na 10 aplikacji. Moim zdaniem jest to zgodne z prawdą, choć oczywiście zależy jak dużo jej nałożymy. Ja najczęściej stosuję ją jedynie na strefę T (mniej więcej).
Ze względu na skład i wlaściwości tej maseczki, myślę że jest ona idealna dla cery suchej, zmęczonej, poszarzałej. No właśnie, a jak wygląda skład...
L'OREAL Pure Clay Glow Mask |
Maska ma przyjemną konsystencję - dostatecznie kremową i zarazem na tylke zwartą, że aplikacja jest łatwa, a po aplikacji maseczka nigdzie nam nie spływa. Zapach moim zdaniem jest typowo Lorealowy - perfumowany i z naturalnym kosmetykiem mający niewiele wspólnego. Jest on dość intensywny i wyczuwalny przez cały czas noszenia maseczki - tutaj uwaga dla wrażliwców.
Maska potrzebuje dobrych kilkunastu minut żeby zaschnąć, a nawet potem jest na tylke delikatna że nie podrażnia skóry. Zmywanie jej jest również bardzo łatwe, można spokojnie obejść się bez gąbeczek czy ściereczek - sama woda wystarczy.
Dużym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że w masce tej zawarte są ścierające drobinki. Takiej informacji nie znalazłam na opakowaniu, a przynajmniej na pierwszy rzut oka. Myślę, że producent powinien dokładnie o tym powiadomić już na przodzie opakowania. Drobinki te są bardzo małe, ale przy tym bardzo ostre. Dla osób, któe nie lubią peelingów mechanicznych, tak jak ja, może to być problem. W tym przypadku ścierania nie można w żaden sposób ominąć - podczas zmywania maski mimowolnie wykonujemy peeling.
Maskę trzymam około 10 minut następnie zmywam. Skóra jest rzeczywiście wygładzona i nie jest przesuszona. Ze względu na ten ostry peeling zawsze po tej masce aplikuję następną - nawilżającą kremową lub w płachcie. Cały zabieg jest skuteczny, dość intensywny i dający widoczne rezultaty w postaci wygładzonej i rozjaśnionej cery.
Podsumowując - uważam, że jest to kosmetyk godny wypróbowania. Niewygórowana cena i łatwa dostępność jest zdecydowanym plusem. Za minus uważam nie do końca naturalny skład i właśnie te drobinki, o których nie wiedziałam kupując maskę. Nie wiem czy kupię ponownie, ponieważ wolę maski o bardziej naturalnym składzie.
A jak Wam podobają się nowości Loreal? Która glinka jest Waszą ulubioną? :)
PS. Zapraszam na swój kanał Youtube, kliknij i zostań ze mną na dłużej :)
Kupiłam podobny produkt ale z Perfecty :) natomiast ona jest peelingiem enyzmatycznym ;)
OdpowiedzUsuń